wtorek, 30 kwietnia 2013

Just A Little Something

Włącz :klik
Jego ciepła ręka lekko musnęła moje palce u ręki. Szybko mu ja zabrałam, błądząc wzrokiem gdzie sie da tylko, żeby na niego nie patrzeć.
Li: To może my was zostawimy.
Bez słowa wszyscy zaczęli nas wymijać. Czułam wzrok Louisa na sobie przez chwile, ale poźniej szybko poszedł na góre, mocno trzaskajac drzwiami.
Przygryzłam lekko warge, czekając na to co powie.
Czułam, że przez ten cały czas się na mnie patrzy. To było nie do zniesienia.
Nie czekajac na to co powie, po prostu dalej szłam na góre. On jednak nie dał za wygraną i złapał mnie za ręke.
Odwróciałam sie do niego ze wśkiekła miną.
Zabrałam szybko ręke i spojrzałam na niego.
T: Co chcesz ?
Powiedziałaś z chrypą w głosie. Starałaś się nie rozpłakać, jednak za bardzo to ci sie nie udawało.
Czułaś że twoje oczy robia się szklane. Tylko nie wiedziałaś czemu chcesz plakać.
Z bezsilności ? Ze smutku ?
Nie miałaś siły. Nie dość że byłaś strasznie zmęczona, to jeszcze on ci wszystko utrudnia.
T: Powiesz coś wreszcie czy mamy tak stać cała noc ?
Spojrzał na ciebie tymi zielonym oczami i zauważyłaś że płacze.
Po jego policzkach szybko spływały łzy. Otarł je natychmiast, pewnie myśląc, że ich nie zauważyłam.
H: Chodź na zewnątrz.
Powiedział załamanym głosem. Otworzył mi drzwi, a ja powolnym krokiem wyszłam na powietrze.
Było chłodno. Niewiarygodne, że przez godzinę tak szybko moze zmienić się pogoda. Wiał zimny wiatr, powodujący na twojej skórze gęsią skórkę.
Harry kierował się na ogrodową huśtawke, więc i ty poszłas za nim. Usiadłaś wpatrzona w przesteń kompletnie nie spodziewajac się, o czym chce porozmawiac. Nie chciałaś tylko żeby znowu zaczał temat waszego bycie ze soba, bo nie chciało by ci się tłumaczyć tego od początku.
Zaczęłaś ziewać, przymykajac lekko oczy. Zaczał przechodzic po tobie zimny dreszcz.
Harry okrył cię swoja marynarką, niepewnie sie uśmiechając. Odpowiedziałaś tym samym.
Miałaś nadzieje, że zaraz coś powie, bo te milczenie wcale ci nie pomagało.
Po chwili odchrząknąl i w końcu się odezwał.
H: Jeżeli to będzie moje dziecko wyprowadzisz się stąd ?
Powiedział ze smutkiem, spoglądając na mnie.
Odwróciłaś głowe w druga strone, odpowiadając milczeniem.
Nawet nie wiesz jak zrobisz. Z jednej strony głupio mieszkac zdalej z Victorią, a z drugiej nie chcesz opuszczaś przyjaciół, po raz kolejny.
H: To znaczy że tak.
Głos mu się załamał i nie powiedział nic wiecej.
Zlapałaś się za głowę szukając ratunku z tego wszystkiego.
Nie miałaś pomysłu jak z tego wszystkiego wybrnąć. To trudne.
Czasami los daje nam sytuacje bez wyjścia.
Jestesmy bezsilni, nie mamy leku na to co się stało.
Brak możliwości wykonania jakiegokolwiek kroku, który by prowadził do czegoś dobrego.
Do czegoś co by nam pomogło zrozumieć, zapomniec.
Czasami tak niewiele trzeba, aby wszystko doszczętnie zepsuć, to o co tak bardzo walczyliśmy do samego końca, dopóki tego nie dostalismy.
T: Kiedy powiesz reszcie o tym dziecku ?
H: Boje się o tym im powiedzieć.
T: Kiedyś i tak będziesz musiał. Powiesz im jutro rano, żeby poźniej nie było niepotrzebnych kłótni.
Słychać było jak głośno przełknął ślinę.
H: Co ja zrobie jeżeli to będzie faktycznie moje dziecko ? Co bedzie z zespołem ?
T: Wiesz, ze nie znam odpowiedzi na to pytanie. Moge ci tylko powiedzieć, że na pewno będziemy cie wspierać. Dobranoc Harry.
H: Zaczekaj. Wiem, że ty już nie chcesz do mnie wracać i uważasz mnie za ostatniego dupka, ale wiedz, że cie kocham i będe starał się wszystko naprawić.
T: Już nic nie naprawisz. Nie naprawisz tego, że możesz zostać ojcem, nie naprawisz tego co zdarzyło się sie miesiąc temu. Po prostu trzeba sie z tym pogodzić i tyle Harry. Nie masz na wszystko wpływu.
Oddałaś mu marynarke i poszłaś wolnym krokiem do domu. Weszłaś do twojego pokoju, w którym były już twoje walizki. Nic się w nim nie zmieniło. Wszystko stało na swoim miejscu. Na łóżku leżała sukienka, którą wcześniej zostawiłaś powieszona w szafie i kartke, która napisałaś do chłopaków.
Wyjęłaś z walizki piżamę i najpotrzebniejsze rzeczy i położyłaś się na łóżku.
Czy naprawde w życiu musi być wszystko takie trudne ?
Czy na kazdym kroku musimy znaleźć jakie przeszkody ?
~~~~~
Siedziałaś na kanapie, jedząc płatki na mleku i przełączając bezmyślnie kanały.
W końcu go wyłączyłas, bo nie mogłaś się pomyślec.
Zaczęły ci znowu lecieć łzy i nawet nie zauważyłaś, że koło ciebie usiadł Louis, z miną jakby ktoś umarł.
Szybko je otarłaś, udając, ze nic sie nie stało.
T: Co ty masz taka mine ?
L: Nie lubie kiedy płaczesz.
Usmiechnęłas się lekko do niego.
L: Martwisz się, że to Harry będzie ojcem tak ?
T: A ty nie ? Wiesz jak to może popsuć plany związane z zespołem...
Nie dokończyłaś go przerwał ci ręką.
L: Tobie nie chodzi o zespół tylko o twoje uczucie, jakim go darzysz.
T: Prosze nie rozmawiajmy o tym. Nie chce.
L: Dobrze, ale w końcu przestań się smucić. To nie twoja wina, że to zrobił. Nie potrzebnie przez niego cierpisz. Chce żebyś była szczęśliwa.
Uśmiechnął się i złapał cię za ręke.
Słyszalaś, ze ktos schodzi po schodach.
To był Hazza.
T: Powiedziałeś im ?
Nie odpowiedział ci. Szybko do niego podeszłaś i zagrodziłaś mu droge.
T: Albo ty im to powiesz albo ja to zrobie.
Z: Co nam powiesz ?
Po schodach zeszla własnie reszta One Direction i Rose.
Wszyscy czekali co im chcesz powiedzieć, a raczej co on ma im powiedzieć.
H: Czemu ty mi to robisz ?
T: Mieliśmy umowe, po za tym nie masz prawa ich oszukiwać.
Li: Czy ktos w końcu powie o co chodzi.
Harry spojrzał  na ciebie, a ty wzrokiem dodałas mu otuchy.
Wział głeboki wdech i wreszcie to z siebie wyrzucił.
H: Victoria jest w ciąży i... mogę być ojcem jej dziecka.... dzisiaj ide na badania w tej sprawie.
Popatrzyłaś na wszystkich. Każdy miał bardzo zdziwioną minę, zresztą nie zdziwiłas im się. Przygryzałaś dolną warge czekając z niecierpliwieniem co oni powiedzą.
Znienawidza go ? Chociaż to jego przyjaciele powinni przynajmniej zrozumieć...
Widocznie nikt nie dał rady wykrzesać z siebie ani słowa. To było dla niech ciężkie tak samo jak dla Harry'ego, który stał juz praktycznie ze łzami w oczach.
Nie chciałas go usprawiedliwiać, ale nie chciałaś, żeby się przez to pokłócili.
T: Słuchajcie nie bądzcie źli czy coś, to nie jest jeszcze pewne. Nic nie jest jeszcze wiadomo...
Z: Nie usprawiedliwiaj go. Zniszczy sobie tym zycie. Niestety i nasze też.
W tym momencie Zayn rzucił sie na Harry'ego przewracajac go na podłoge.
T: Zayn !! Nie poprawisz tym sytuacji. Mi tez nie jest łatwo, ale trudno stało się nie zmienimy tego, teraz możemy tylko czekac na wyniki.  Nie mam zamiaru go usprawiedliwiać, ale nie chce, żeby zrodziło konflikt między nami.
T: Ej zaraz wydadzą nasza płytę. Bedziemy mieli trase koncertowa. To jest teraz ważne. Niech Harry teraz myśli jak to będzie musial połączyć. A może nie będzie musiał, bo dziecko nie musi być jego. Za tydzień wyniki prosze postarajmy się do tego czasu zachować miłą atmosfere w tym domu. Blagam was.
Zayn pomógł mu wstać, a ty uśmiechnęłas się pod nosem.
T: Idź już bo się spóźnisz.
H: Pójdziesz ze mna ?
T: Nie to twoja sprawa, po za tym nie chce sie spotykac ani z nią ani z Jack'iem.
R: Co ? To Jack tez może być ojcem ?
T: Tak. Są dwie opcje, wiesz...
Harry juz odchodził, kiedy ty go odkreciłaś i przytuliłas.
T: Trzymaj sie tam.
Usmiechnął się i wyszedł.
N: A co będzie jezeli faktycznie to będzie jego dziecko ?
Nikt nie odpowiedzial. Poszlaś do pokoju przebrać się w coś normalnego. Byłaś w samej bieliźnie, kiedy Louis wbiegł do twojego pokoju.
T: Aaaa !!! Lou co ty tu robisz ? Czemu nie zapukałes ?
L: A no przepraszam po prostu mam ważna wiadomość od Simona.
Zobaczyłaś jak zjeżdza cię wzrokiem od góry do dołu.
T: To może ty teraz wyjdziesz, a jak sie ubiore to pogadamy co ?
Popchnełas go lekko, żeby wyszedł uśmiechając się lekko.
Odetchęłaś cieżko i zaczęłaś ubierać dalsze cześci garderoby.
Potem wyszłaś i zapukałaś do jego pokoju. Weszłaś siadając na łóżko.
L: Słuchaj strasznie ci przepraszam, że tak po prostu do ciebie wszedłem, serio tak mi głupio...
T: Dobra dobra tak ci głupio, że aż fajnie że zobaczyłes mnie w samej bieliźnie.
L: Nie wcale...
T: Tak, wiem co widziałam.
L; Wiesz... nawet nie wiesz jaka jesteś piękna.
Zarumieniłaś się lekko, spoglądając w jego oczy. On zaczął się do ciebie przybliżać. Dotknął mojego policzka...
T: Ammm... no to o co chodziło z tym Simonem ?
Powiedziałas wymijajaco.
L: Chciał, żebyśmy do niego wpadli i pogadali o tej płycie. Powiedziałem że pójde ja z tobą.
T: Ok to ja już bede czekać na dole.
Ubrałas płaszczyk i poczekałaś na dworze. Było chlodno, liście przybierały kolory brązu, pomarańczy, złota i  spadały wolno na ziemie. Pozbieralaś kilka i obracałaś je w palcach.
Wysłałaś sms do Harry'ego czy wszystko ok. Po mimo, że nie byłas już z Harry'm nie chciałas, żebyście rezygnowali z przyjaźni.
Ona jest bardzo wazna w naszym życiu.
Przyjaciele sa jak rodzina, którą sami sobie wybieramy. I której za żadne skarby nie chcielibyśmy jej wymienić.
Jest rozdział i powiem szczerze, że nic konkretnego sie w nim  nie dzieje. 
Mogę tylko powiedzieć, że w nastepnym rozdziale wydarzy się bardzo dużo i nie moge się doczekac kiedy go napisze. I spodoba mi się tak samo jak wam. :D
Ale wracając do tego to prosze napiszcie co o nim myślicie :>
I jak kto będzie ojcem tego dziecka ? Piszcie, który to będzie.
Dziękuje bardzo za komentarze pod ostatnim rozdziałem <33
No to piszcie co myślicie :>
Pytania : klik
Olcia Styles

środa, 24 kwietnia 2013

I Would Like To Change It

Włącz :klik
W życiu popełniamy różne błedy.
Czasami one sa mało istotne i nie muszą odbić się na przyszłości.
Jednak sa też takie, których nawet nie mozemy naprawić.
Mogą zmienic bardzo nasze życie i to co było kiedys juz nie powróci.
To co było o wiele lepsze od tego co jest teraz.
Głupio wypowiedziane słowo, czyn może przewrócić nasz swiat do góry nogami.
I wtedy sobie myślimy co robimy źle ? Co mozemy zrobic żeby czegos takiego uniknąc ?
Nie mam pojęcia czy dobrze zrobiłam wsiadając z nimi do tego samochodu.
Może to był bład ?
Mozę będzie jeszcze gorzej niż przedtem ?
Tego nie wiem. Moze i Harry ma racje ? Że wróce tam dla muzyki.
Nie dla niego. Po za tym chciałabym w koncu zobaczyć się z Rose.
Patrze się za okno, myśląc, że może wszystko będzie dobrze.
Może już nie będzie tyle problemów ile było kiedyś.
Tyle zagadek, kłamstw, nieporozumień, łez. Jednak w życiu niczego nigdy nie jesteśmy pewni.
Życie daje nam wiele niespodzianek, których sie niespodziewamy.
Niedługo wszystko musi się jakoś ułożyc.
Może nawet już za chwile...
~~~ Z perpektywy Harrego~~
Jestem taki szczęśliwy, że dała się namówić na powrót.
Dom bez niej wydawał się dla mnie jakiś taki pusty.
Może życie przez te kilka tygodnni było puste bez niej.
Bo dopiero kiedy coś stracimy zaczynamy to doceniać.
Widzimy jak dana osoba może byc dla nas taka wazna, nie możemy bez niej życ.
I uświadamiamy sobie to dopiero wtedy kiedy ona odejdzie.
Jednak wróciła. Tym razem. Nastepnym może już tak nie będzie.
Nie. Następnego nie będzie. Nie pozwole jej teraz odejść.
Bo teraz wiem, ze ją kocham.
Zacząłem bawić sie jej kosmykami włosów. Nakręcałem sobie jej miękkie, blond włosy na palec, a później je puszczałem. Uznałem że śpi, bo na mnie nie krzyczy, że ją zaczepiam.
Czemu teraz musiała zajść akcja z tą ciążą ? Moze gdyby jej nie było wróciła by do mnie.
Modlił sie bede przez te najbliższe dni, żeby to nie był ojcem. Teraz dziecko nie jest mi potrzebne szczególnie z osoba, którą nie kocham.
Od czasu do czasu widze, ze Louisa bacznie sie jej przypatruje, a potem uśmiecha pod nosem.
Czyżby między nimi coś zaszło ?
Przecież... teraz sobie uświadomiłem, że Louis też ja lubi.
Mówił mi to, po jej wypadku.
A jeżeli on teraz chce wykorzystać to, że nie jest ze mna i starać się o nią ?
Może pozwole mu na to ? Skoro nie była szczęśliwa ze mną ?
~~Z perspektywy Louisa~~
Siedzieliśmy wszyscy w ciszy. Ona zasnęła. Hazza wpatrzony w przestrzeń bawi się jej włosami.
Pewnie teraz bedzie robił wszystko, żeby do niego wróciła.
Nie chce się o nią kłócić z moim najlepszym przyjacielem. Chce, żeby byl szczęśliwy, ale też chce żeby  ona była szczęśliwa. Lecz przy nim najwidoczniej nie była.
Styles miał wielkie szczęście, ze z nią był. Szkoda, że dopiero teraz to docenił.
Wiem, ze ja kocha, tylko nie wiem czy też wie, że ja ją też.
Przecież kiedyś musi nastać taki czas że o tym wreszcie porozmawiamy.
Na moje szczęscie to nie ja ją zacząłem tą ciężką rozmowę tylko Hazza.
H: Louis kochasz ja ?
Tak nagle zadane pytanie, a odpowiedź długo nie usłyszana.
Nie wiedziałem, co jemu odpowiedzięc, nie chce go tym w jakikolwiek sposób zranić.
H: Czyli tak...wiesz...
Przeciągał jakby bał się słów które zaraz wypowie. Moze się bał, ze mi się to nie spodoba.
H: Bo ja ją też i nie wiem, bo ona nie moze między nami wybierać tak samo jak my nie możemy wybierać, który jest dla niej lepszy czy coś...
Nie odzywałem się. Rozumiałem o co mu chodzi. Widocznie myślelismy o tym samym. Mieliśmy taki sam problem, który nie wiedzieliśmy jak rozwiązać.
H: Powiedz coś...
L: Ale co mam powiedzieć ? Nie wiem jak to dalej będzie. Ty masz jeszcze jeden problem, który moze zmienić całe twoje życie, więc ty lepiej błagaj, aby to dziecko przypadkiem nie było twoje.
H: Jestes zły ?
Przygryzłem lekko wagre. Powiedzieć mu wszystko co mnie tak trapi ? Boje się że moze to go urazić...
L: To nie chodzi tylko o to co zaszło z Victorią, mi chodzi o dziewczyne, która wiele dla nas znaczy, a ty tak ja po prostu ranisz na każdym kroku. Nie podoba mi sie to Harry.
L: Zobacz, gdyby nie pomoc Rose już nigdy byśmy jej nie zobaczyli wyobrażasz sobie ? Nie spełniła by swoich marzeń, nie miałbyś wyrzutów sumienia ? Harry dobrze wiemy, że ona przez nas i tak miała już dużo problemów.
L: Może narazie dajmy jej spokoj z tymi wszystkimi uczuciami i zachowujmy się jak najlepsi przyjaciele, a nie jak banda zakochanych na śmierć idiotów. Moze ona własnie potrzebuje przyjaciół,  nie uważasz ?
Złapałem oddech i dalej skupiłem się na drodze.
Nic nie odpowiedział tylko znowu spojrzał się za okno. Myśle, ze narazie jej wystarczy wrażen z chłopakami, więc postanowiłem tak samo powiedziec Hazzie.
Oczywiście jeżeli będzie chciała do niego wrócic nie bede im przeszkadzał, ale jak jeszcze raz ją zrani to mu chyba przywale.
Spojrzałem na nią po raz kolejny. Szkoda mi jej. Przez nas tyle przeżyła, tyle razy w ciągu tych dwóch mięsięcy płakała. Może lato nie jest jej szczęśliwą pora roku...
~~W tym samym czasie z perspektywy Zayna ~~
Jestem w sklepie na prośbe Nialla oczywiście. Przeciez on nie moze sam pojść i kupic to czego chce. Ja się przy nim umęcze.
Otworzyłem drzwi do domu. Postawiłem wszystkie torebki na blacie na stole. Odwracając głowę ujrzałem dziewczynę siedzącą na kanapie z blond wlosami. Czyżby ona wróciła ? To niemożliwe niby skąd by się tu wzięła. Podchodząc bliżej uznałem że to może być Victoria.
Z: Co ty tu do cholery robisz ?
Z: Rose ?
Dziewczyna się odwróciła i spojrzała dziwnym wzrokiem. Przytuliłem ją mocno.
Z: Kiedy wróciłaś ?
R: Jakieś pięc godzin temu. A ty niby gdzie byłeś przez ten czas ?
Z: W sklepie. Zeszło by się krócej, ale Niall dzwonił i kazał kupić coś do jedzenia, więc musialem wyjść z mojego ulubionego sklepu z butami i pójść do hipermarketu.
R: Cały Niall. Reszta pewnie zaraz wróci.
Z: Jaka reszta ? To gdzie chłopaki pojechali ?
R: O matko przeciez ty nic nie wiesz. Harry z Louisem pojechali po (T.I), przez ten cały czas była u Jacka.
Z: Jej jak dobrze, bo niedługo wiesz wydajemy płyte, a tak się sklada że nic nie powiedzielismy magamentowi, więc będzie tak jakby nic się nie stało. A własnie przefarbowałaś włosy w Australii ?
R: A tak na blond. Chciałam coś w sobie zmienic, więc wybrałam inny kolor włosów. Wyglądam znośnie ?
Z: No co ty wyglądasz ślicznie.
Zarumieniła się lekko.
R: Nie to ja już może pójde.
Z: Nie zaczekaj, moze skoro i tak nie mamy co robić... moze poszłabyś ze mną na ta nową komedie. Dzisiaj wyszła a sam nie mam ochoty iść.
R: Ehmm... jasne.
Uśmiechnąłem się promiennie, poczekałem na nią 10 minut, zeby wzięła torebke i poszlismy w kierunku centrum. Było już ciemno choc było po 20. Choć pod koniec września to nie ma co się dziwić. Wiał lekki wiatr, który rozwiewał jej kosmyki włosów. Rozmawialiśmy o wszystkim, o muzyce, o tym co porabiała przez te dwa miesiące. Wcześniej nie mieliśmy jakoś okazji się bliżej poznać. Zaczynała mi się podobać. I to nie było tylko ze względu na jej włosy, ogólnie była bardzo fajna, zabawna, szczera.
R: Jak tam z Perrie ?
Z: Zerwałem z nią. Tak własciwie to była nasza decyzja.
R: Ale czemu ? Pokłóciliście się ?
Z: Nie po prostu nie mamy czasu dla siebie. Ja będe miał niedługo trase, ona też zaraz będzie nagrywała płyte. Nie przetrwalibyśmy tego.
Więcej już o tym nie rozmawialiśmy, niedługo po tym zaczął się film.
~~Z Twojej perspektywy~~
Samochód gwałtownie zahamował, a mi ręka zsunęła się spod głowy i szybko się obudziłam. Poprawiłam włosy i spojrzałam na kierowce. Położył głowe na kierownicy, a stopę miał na hamulcu.
T: Ej wszystko gra ? Jedź bo zielone.
L: Co ? A no już.
Pzryglądałam mu się uważnie. Cos widac go męczy tylko nie chce powiedzieć. Poczułam, ze ktoś z tyłu ciągnie mnie leciutko za włosy. Przewróciłam oczami i odwróciłam się do niego.
T: Możesz przestać ?
H: Czemu ? Ty masz takie fajne włosy.
T: Wiem, ze fajne, ale puść.
Odwróciłam się i spojrzałam, że już jesteśmy niedaleko.
Londyn wyglądał pięknie o tak później porze, chociaż życie w nim nie zamarło.
Wręcz przeciwnie mnóstwo ludzi jeszcze spacerowało, nie dziwiłaś sie im, w końcu korzystają z ładnej pogody. Wszyscy wiemy, że najczęściej o tej porze roku w Londynie bardzo dużo pada.
Wjeżdżaliśmy w bramę. Leniwie wyszłam z samochodu, bo nadal byłam bardzo śpiąca. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się po domu. Było tak samo, no może oprócz bałaganu co akurat cię nie dziwi. Zawsze to ty wyznaczałaś kto co ma sprzątać, a jak ciebie nie było to nikt się tym nie zajął. Leniuchy. Zauważyłam Niall'a w kuchni. Jadł nachosy. O tej godzinie ?
T: No hej, dla ciebie zawsze jest pora, żeby coś przekąsić co nie ? Powiedziałaś z wielkim uśmiechem.
N: O matko jednak wróciłaś ! Tak się ciesze.
Przytuliliśmy się, po tym usiadłam na stole i zaczęłam mu je podjadać.
T: A gdzie reszta ? Nie mów, że śpią.
N: Nie, Liam rozmawia z Danielle, a nie już skończył.
W tym momencie zszedł ze schodów Liam.
T: Siema tato.
Przytuliłaś go mocno i się uśmiechnęłaś.
L: Tak myślałem, że wrócisz.
T: Pewnie. Powiedziałaś z sarkazmem.
T: A Zayn ? No i moja kochana przyjaciółka, ktora nie potrafi dochować tajemnicy ?
N: Zayn pewnie jeszcze na zakupach.
T: Tak na zakupach o tej godzinie ? Wiecie co nie wzięłam torebki z samochodu, zaraz przyjde.
Otworzyłas drzwi i o mało nie wpadłas na Zayn'a i Rose, których dzieliły milimetry od pocałunku. Wytrzeszczyłas na nich oczy.
T: Tak Niall z pewnością Zayn jest jeszcze na zakupach. Krzyknęłas głośno, żeby usłyszał.
T: Nie przeszkadzam wam.
Momentalnie się od siebie oderwali. Mina Zayn'a wręcz ciebie rozśmieszyła, Rose za to zrobiła sie różowa na twarzy.
R: (T.I) !! Wróciłas.
Rzuciła mi się na szyje, ja ją mocno przytuliłam, a poźniej złapałam ją za ramiona.
T: Taka z ciebie przyjaciółka ? Prosiłam, zebyś im nic nie mówiła.
R: Ale zobacz wróciłaś. Przecież sama bym tu z nimi nie wytrzymała.
T: Oj coś tak czuje, żebyś miala inne zajęcia niż myśleniem o tym co oni potrafią zrobić.
Spojrzałaś z zadziorym uśmieszkiem na Zayn'a, ktory tym razem się zaczerwienił.
T: Oj już się tak nie pesz Maliku.
Przytuliłaś go mocno i powiedziałaś mu do ucha.
T: Powodzenia. Tylko nie spieprz tego.
Kiedy się od niego puściłaś mu oczko.
H: Ej byście może weszli do domu co ?
T: Och już się tak nie denerwuj, spokojnie.
Powiedziałaś to przechodząc koło niego i jeszcze pokazałaś mu język. Wchodziałas po schodach, kiedy on złapał cie za ręke i przycisnał do ściany.
Jak obiecałam tak też zrobiłam.
Rozdział jest dzisiaj :)
Jest w sumie wesoły no może prócz pierwszej części.
Jak widzicie Zayn bardzo, bardzo polubił Rose. ;)
Piszcie co mysliscie o tym rozdziale :)
Dziękuje bardzo za komentarze pod ostatnim rozdziłem <333
Kolejny pewny rozdział pewnie przed majówką^^
Pytania :klik
Kocham <33
Olcia Styles

piątek, 19 kwietnia 2013

My And Your Voice

Włącz : klik
Mieliscie kiedyś tak, że jednego dnia wszystko jest w porządku, że chce wam się życ, a drugiego wszystko sie wali i widzimy wiekszość rzeczy w czarnych barwach ?
Nie doceniałem tego co miałem.
A miałem bardzo dużo.
A teraz moge wszystko stracić przez jedną, kompletnie nic nie wartą noc z Victorią.
Jeżeli to będe ja, to nie wiem czy będe potrafil połączyć zespół i dziecko.
Po za tym nie mogę być z osobą do której nic nie czuje.
I dopiero teraz to sobie uświadomilem, ze nic miedzy nami nie ma. Liczy sie dla mnie tylko (T.I).
Czemu dopiero teraz to pojąłem ?
Bo ją stracilem. Nie doceniałem tego, o co tak bardzo walczylem.
Przyjechalem tu aby po raz kolejny ją odzyskać, a tu sie okazuje, ze przyjechałem do problemu, ktorego w tym momencie nie da sie rozwiązać.
Nie cofnę czasu. Co się stało to się nie odstanie.
Jednak dlaczego takie rzeczy dzieją się mi ?
Jakoś reszta moich przyjaciół nie ma problemów z dziewczynami i tym podobne.
Bede sie modlił, aby  to dziecko nie było moje. Nie chce go. Nie w takim momencie no i nie z Vicką.
To za wcześnie. Zaraz trasa, a ta mi z dzieckiem wyskakuje.
Czasami myśle, ze żyje w jakimś wariatkowie. Wszędzie gdzie nie spojrze tam jakies problemy.
Wszystko jest do kitu.
Nie ma słów na to jak się teraz czuje. Może bezsilnosc to chyba będzie najodpowiedniejsze słowo.
Nic nie mogę zrobić.
(T.I) gdzies uciekła, nie wiem gdzie.
Siedze na kanapie, nade mna stoi Victoria i się drze, a Jack siedzi na schodach i układa włosy. Żałosne z jego strony, że ma to w dupie.
H: Możesz przestać sie na mnie drzeć !!
V: Ja się na ciebie nie dre.
H: No pewnie, do kogo ty masz pretensje co ? Nikt cię nie zmuszał.
V: Harry !! Ja o tym nie mówie. Chodzi mi o (T.I). No łaskawie byś ruszył dupę i jej poszukał.
H: Po co ? Co to da ? Co jej powiem : "Wszystko będzie dobrze" ? Nie, niestety nic nie będzie dobrze.
V: Czemu ty się tak łatwo poddajesz, co ? Zawsze myślałam, że walczysz o to na czym ci zależy.
Przewróciłem oczami i złapałem się za głowę.
Dlaczego ona ma zawsze rację ?
Matko wkurzają mnie jej tego typu wypowiedzi. Zawsze to samo.
Jutro będzie wszystko wiadomo.
Jedziemy do lekarza i pewnie pojutrze będą wyniki.
Wtedy mogę o nia powalczyć, kiedy bedzie już wszystko wiadomo.
Ale chce, żeby sie do nas przeprowadziła.
Nie chce, żeby została tu z tym chłoptasiem. Nie ufam mu.
No ale zostawiam go bo nie chce mi się nawet o nim myśleć.
Skupmy sie na priorytetach czyli na (T.I).
H: Victoria ! A jeżeli nawet to by było moje dziecko, to nie wolałabyś, żeby ojcem był Jack ? W sensie, że jeżeli by było moje moze mu powiemy, że jest jego.
V: Zwariowałes do chyba reszty !! Nie można go tak okłamać to jest bardzo poważna sprawa.
H: Ale czemu mi ty tego wczesniej nie powiedziałas ?
V: Bo byłeś z (T.I) ! Nie mogłam tego powiedziec, a jak już się wyprowadziła to po prostu sie bałam. Postanowiłam przyjechać to do Jacka, zeby pierwszemu mu o tym powiedzieć.
H: A kiedy mialaś zamiar mi to powiedzieć ? Po porodzie ?
V: Nie i tak by musiał zrobić test, więc gdyby to był on zostawilabym cię w spokoju.
Jak ona sobie komplikuje to życie. Dobra teraz musze jej poszukać. Ale jeszcze chciałem sie jej o jedną rzecz spytać.
H: Masz pomysł jak ja odzyskać ?
V: Wiesz, ze to trudne pytanie, prawda ? Może wykorzystaj ten moment, który was w jakiś sposób połączył, hmm ? A tak wracajac do tego dziecka to jeżeli go nie bedziesz chciał to przeciez ja go ci nie mogę wciskać na siłe, ale będziesz trochę musiał się tym zainteresować. Po za tym chyba jest ciężko być z kimś do kogo sie nic nie czuje prawda ? Nie chce, zeby wasz związek zakończył sie przeze mnie. Życzę ci powodzenia Harry.
Uśmiechnąłem się do niej.
H: Dziękuję.
Widziałem, ze jej oczy się szkliły. Spuściła szybko głowę, ale ja złapałem ją za podbródek i spojrzałem na nią.
H: Czemu płaczesz ?
V: Nie płacze. Po prostu jest mi ciężko. Dobra idź juz do niej.
Spojrzałem na nią jeszcze raz i otworzyłem drzwi.
Wyszedłem na podwórko. Zbliżał się zachód słońca. Niebo było pomarańczowe, słońce chowało sie za domy. Kiedy zawiał wiatr przeszedł mnie dreszcz. Powoli szedłem chodnikiem. Rozmyślajac o tym jak mam ją przekonać do powrotu. Co mam zrobić aby mi wybaczyła i żeby prznajmniej ze mną normalnie porozmawiała tak jak kiedyś.
Kiedy tak szedłem tą drożką zobaczyłem dwóch ludzi. Zbliżając się coraz bliżej zauważyłem ja i Louisa.
Szedłem co raz szybciej, az w końcu stanęli naprzeciwko siebie.
~~~~
Co on tu robi ? Jak nas tu znalazł ?
On chyba nigdy nie da mi spokoju. Znowu tu przedł i po raz kolejny nie odezwał się ani słowem.
I ja nie miałam zamiaru tego zrobić, więc po prostu go wyminęłam, nie odwracając sie ani na chwile.
Szkoda, że to wszystko się tak potoczyło.
Zawsze myślałam, ze Harry jest taki idealny.
I widać, ze sie pomyliłam.
Szłam ze spuszczoną głowa w stronę domu Jacka. Patrzylam się tak na swoje tramki bez sensu, nucac jakas piosenkę. Nie słyszałas jej nigdzie w radiu, więc zdziwiłaś sie że ją znasz. Wtedy ciebie olśniło. To była ta sama piosenka, którą śpiewałaś z Hazza w duecie.
Usmiechnęłaś się do siebie, przypominając sobie ten moment, który was połączył. To było takie magiczne.  Przeszedł cię lekki dreszcz, bo zrobiło się dosyć zimno. Ktos okrył cię marynarką i nucił tą samą melodie co ty. Odwróciłaś się w tym czasie słuchając pierwszej zwrotki Harrego.
Uśmiechnełas się lekko, jednak głowę dalej mialaś opuszczoną.
Jednak on nie dał za wygraną i złapał za twój podbródek i uniósł do góry, zebyś na niego spojrzała.
Wasze spojrzenia się spotkały.
Chciałaś z tym walczyc, jednak nie udawało ci się.
Nie mogłas sie jemu oprzeć.
T: Znasz ją całą na pamięć ?
H: Czemu by nie ? Nie mógłbym jej nie znać. Dużo dzięki niej zawdzięczam i kojarzy mi sie z bardzo ważną osobą, która niestety zraniłem, jednak bardzo tego żałuje.
T: Na co ty teraz liczysz ? Że ci sie rzucę na szyje, po tym co powiedziałeś ? Nie cofniesz czasu o trzy miesiace wstecz.
H: Jak to o trzy miesiące ?
T: Chciałabym cię nigdy nie spotkać Harry.
Może trochę za ostro. Ale miałaś dosyć już tego.
Niech wie, ze mnie już nie odzyska.
H: Przepraszam Cię.
Powiedział, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
T: Jedno przepraszam nie wystarczy, żeby było fajnie.
Wyminęłaś go i poszłaś do domu.
Oczywiście napotkałas tym samym wzrok Victorii.
Przewrociłaś oczami i wchodzilaś schodami do swojego pokoju.
Zaczełaś znowu pakować swoje rzeczy. Nie było tego dużo, bo większość jeszcze była w walizkach.
Zeszłaś z nimi na dół, a tam już byli i chłopcy.
J: Co ty robisz ?
T: To chyba logiczne, że nie moge tu zostać prawda ? A no i dzięki że mogłam tu zostac przez te kilka tygodni. To tyle.
Wyszłaś na dwór. Było już ciemno i zaczał padac deszcz.
H: Zaczekaj gdzie ty teraz zamieszkasz ?
T: Znajde coś z Rose w Londynie. Poprosze, żeby czegoś poszukała.
H: Nie ma mowy. Rose u nas zostaje tak samo jak ty.
T: Po co mam zostawać ? Żebym codzienne musiała na ciebie patrzeć ? To nie ma sensu.
H: Jest sens, bo zapomniałas, ze dalej jesteś w One Direction. Jesteś jego częścią. Prosze przynajmniej zrób to dla zespołu. Błagam nie odchodź chociaż od tego co kochasz.
T: Jeżeli masz na myśli siebie to ...
H: Chodzi o muzyke, głuptasie.
Westchnęłaś lekko i się zgodziłaś.
Hazza wział cię na ręce i zakrecił kilka razy.
T: Hazza puść mnie !!!
H: Hazza ?
Powiedział i uśmiechnął sie zadziornie.
Udawałaś minę powaznej osoby i powiedziałaś takim samym tonem.
T: To z przyzwyczajenia.
Westchnęłaś ciężko. Wsiadłas z przodu. Hazza zaś na miejscu kierowcy.
T: Nie ma mowy. Lou ma prowadzić. Boję sie kiedy ty jeżdzisz samochodem.
H: No ale...
T: Nie ma ale. O Louis chodź, ty bedziesz prowadził a Pan Styles będzie z tyłu.
L: Pan Styles ?
T: Oj tak mi sie powiedziało, błagam ruszajmy już.
L: No dobraaaa .
T: Moment a co z tym dzieckiem ? Dogadałeś się z Victoria ?
H: Emmm... nie ?
Zjechałas go wzrokiem i wyszłaś z samochodu.
H: No i gdzie ty znowu idziesz ?
T: Nie tylko ja idziesz ze mna. Trzeba o tym pogadać. Znaczy wy pogadacie.
H: A nie można poźniej ?
T: Yyyy nie ? Po za tym ustaliliście kiedy idziecie do lekarza ?
H: Do jakiego lekarza ?
T: Jaki ty jesteś tepy. Przecież jakoś trzeba się dowiedziec kto jest ojcem nie ? I wchodź do środka bo nie mam już do ciebie cierpliwości.
Weszliscie do domu, gdzie Vicctoria rozmawiała w najlepsze z Jackiem.
T: Nie cche wam tutaj przeszkadzac, jednak chyba musicie ustalic, kiedy pódziecie na badania.
V: A no własnie. To wy już jedziecie ? Jakby co jutro w Londynie, w tym szpitalu niedaleko was. Około godziny 13 pasuje ?
H: Ok.
Powiedział z niechęcia. Wyszłas i wsiadłas do samochodu. Usmiechnęłas się do Lou i złapałas go za ręke .
T: Jesteś na mnie zły ? Za ta naszą wczesniejszą rozmowę ?
L: Nie. Wiem, ze teraz się sporo dzieje. Po za tym pewnie jeszcze się nie pozbierałaś więc rozumiem to.
T: Dziekuje.
Pocałowalaś chłopaka w policzek. I wtedy wszedł Hazza.
H: Mmmm ja też dostane ?
T: Och ty się zamknij. I nie nie dostaniesz. Czy my możemy już jechać, czym szybciej dojedziemy tym szybciej mogę wyjśc z tego samochodu.
L: No dobrze spokojnie. Nie bulwersuj się.
Usmiechnął się. Harry zrobił obrażoną minę i w końcu ruszyliście.
Jest rozdział :)
Mam nadzieje, że komuś się spodoba :)
Piszcie w komentarzach :>
Jezeli o niego chodzi to nie wiem czy mi wyszedł jak chciałam...
Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze <333
Następny pewnie w przyszłym tygodniu, kiedy gimnazjaliści będą pisać testy to wtedy będe miała chwile, aby dodać kolejny. ^^
Piszcie co myślicie o tym rozdziale :)
Pytania :klik
Do następnego :)
Olcia Styles

piątek, 12 kwietnia 2013

In Front Of You

Włącz :klik
Pamiętasz jak kiedyś wszystko układało się po naszej myśli ?
Że nie było żadnych problemów ?
Jak każdy z nas był po prostu szczęśliwy ?
Nie wiedzieliśmy wtedy co może zepsuć to szczescie ?
Jakieś wydarzenie, osoba...
Jeszcze wtedy nikt się tego nie spodziewał, że tak będzie.
Nikt nie przypuszczał, ze wszystko może się odwrócić do góry nogami przez pewne czyny lub słowa.
Kazdy myślał, ze wydarzenia z przyszłosc moga niewiele zmienic w naszej przyszłosć.
Jednak tak nie jest to co kiedyś zrobiliśmy, moze odbić się na to co robimy dzisiaj bądź będziemy robić
Cisza.
Nic nie zdołało jej zagłuszyć.
Od czasu do czasu przejechał jakiś samochód i to tyle.
Nikt nic nie powiedział.
Strach w oczach Victorii i zdziwienie Jack'a wystarczyło ci na odgadnięcie kto to mógł być.
Przygryzłaś lekko wargę i powoli odwracałas się w stronę drzwi.
Wcale się nie myliłas.
Stał tam we własnej osobie widocznie bardziej zdezorientowany od ciebie.
Miałaś gule w gardle.
Nie potrafiłas nic powiedzieć. Zupełnie nic. Jakby ci odebrało mowę.
Spojrzałaś się na niego, jednak jego oczy były wpatrzonę w ciebie, więc znowu spuściłas głowę.
Bawiłas się palcami, oczekując, ze może ktokolwiek się odezwie.
Naprawdę obojętnie kto.
Słysząc, ze nikt nie raczy tego zrobić przełamałaś się i odezwałaś zachrypnietym głosem.
T: Po co tu przyjechałeś ?
Tak wiele cię kosztowało, zeby do niego się odezwać.
Tak wiele, żeby się przełamać.
V: To może wy sobie porozmawiajcie.
T: Nie mamy o czym rozmawiać, więc nie ma tematu.
H: Owszem mamy.
T: Jednak ja uważam inaczej. Nie chce mi się z tobą rozmawiac nawet na jakikolwiek temat, rozumiesz ?
J: A ty mogłabyś powiedzieć, kto może być ojcem tego dziecka.
Widziałaś zakłopotanie w oczach Victorii. Jakby się bała powiedzieć. No prosze chyba od tego wiele zależy prawda ?
H: Jakiego dziecka ?
V: Jest opcja, że twojego.
Wytrzeszczyłaś oczy. Czy ona powiedziała, ze to może być dziecko Harrego ?
Nie no obym się przesłyszała.
Zaczeło mi sie robić słabo.
Brakowało mi tlenu.
H: Coś ty powiedziała ? JA ? JA ? Przypadkiem się nie pomyliłaś ?
V: Słyszałeś wyraźnie. Tak to dziecko może być twoje albo Jacka.
Nie mogłas uczestniczyć w rozmowie.
Nie miałaś sił.
Oparłaś się o ściane i powoli zsunełaś się na podłogę.
Byłas bliska płaczu.
Tyle wydarzeń dziejących się w jednych czasie.
One tak mogę zmienic nasze przyszłe życie.
Po mimo, że to dziecko jakoś specjalnie nie dotyczyło ciebie byłas związana jako z tą sprawą.
Widocznie bałas się, że ty ojcem mógł być naprawde Harry.
Widać, ze dalej ci na nim zależało.
Moze nie potrafiłaś sobie powiedzieć, ze nadal go kochasz.
Nadal jest kimś ważnym w twoim życiu.
Tak wiele mu zawdzieczasz.
To on pomógł ci kiedy bałaś się nagrać tą płytę.
Kiedy cie pocieszył kiedy dowiedziałas się o tej zdradzie.
Byłas z nim bardzo związana.
Teraz się zachowwałas jakbyś go w ogóle nie znała.
Jakby był dla ciebie kimś obcy.
Kiedyś bliscy ludzie, a teraz tacy obcy.
Mogłabys dalej o niego walczyć, ale po co ?
Przeciez już pozamiatane.
Zaraz będzie ojcem. Moze. A nawet jeżeli nie to i tak masz go już serdecznie dosyć.
Nie masz już sił.
Ty się w tej chwili nie poddajesz.
Ty walczyłas, kiedy było o co walczyć.
Teraz nie ma już o co.
H: Ale moment, przepraszam bardzo a co Jack ma do tego ? Kiedy wy byście...Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś co ?
V: Bo przecież byłeś z (T.I) i co miałam tak po prostu tak do ciebie przyjechać i oznajmić, że możesz być ojcem. Nie chciałam niszczyć tego co między wami było.
Pokręciłaś głową i zaśmiałas się uznając to za żart.
V: I chyba to był początek lipca.
Początek lipca ?
Ale to niemożliwe przecież on jeszcze wtedy był ze mną...
I wtedy cię olśniło. To z nią Jack cie zdradził. To była ta dziewczyna na zdjęciu.
Harry jakby już wiedział spojrzał się na mnie.
Jack miał spuszczoną głowę.
Nie mogłas uwierzyć, ze to akurat z nią.
Zaczęłas się zbliżać do Jacka.
Staliście naprzeciw siebie.
T: To z nia mnie zdradziłeś ?
Powiedziałas spokojnym głosem. Miałas łzy w oczach. Może nie tylko z powodu Jacka, ale też z Harrego.
J: Tak.
Miałas ochote skoczyć mu do gardła. Rzuciłaś sie na niego, jednak on odsunął się, a Hazza złapał ci za biodra i uniósł, odsuwając mnie od niego.
T: Puść mnie. Jak mogłeś ? Jak mogliście mnie tak oszukiwać ? Czemu mi nie powedziałeś że z nią ? A ty co, myślisz, ze tak można wchodzic sobie do łóżka z chłopakiem, ktory ma dziewczyne ? Myślisz, że masz jakies specjalne uprawnienia czy jak ? Matka cię nie kocha...
H: (T.I)
T: Czemu ty jej bronisz ? Wiecie co jesteście siebie warci. Wszyscy.
H: (T.I) !!
Wybiegłas z domu zapłakana.
Biegłaś gdzies. Nie ważne gdzie.
Poźniej się zatrzymałaś i usiadłas na ławce.
Wiatr dosć mocny wiatr, który niesfornie rozwiewal twoje jasne włosy. Przez to szybciej wysychały ci lzy.
Podkuliłaś nogi i schowałaś glowę.
Poczułas, że ktoś położył dłoń na twoim ramieniu.
Uniosłaś głowę.
Zobaczyłas Louisa uśmiechającego se promiennie.
L: Co się stało ?
Wybuchłas płaczem i się w niego wtuliłas.
W tym momencie tak bardzo potrzebowalas takiej własnie osoby.
Mogłas mu wszystko powiedziec, polegać na nim tak jak on na tobie.
Kiedy sie opanowałas mogłaś już z nim porozmawiać
T: Harry będzie ojcem dziecka Victorii.
L: Że co ? Victoria jest w ciąży ?
T: Znaczy niewiadomo czy to będzie Harry czy Jack. Jednak znając zycie to będzie Harry.
Znowu zaczełaś plakac i schowałaś twarz w dłonie. Lou zaczął cię głaskać i uspokajać.
Wziął moja twarz w dłonie i przysunął jak najblizej jego. Spojrzał mi w oczy.
L: Ej mała wszystko bedzie dobrze słyszysz ? Jeszcze nic nie wiadomo tak ? Nie warto płakać na zapas. Nie martw sie wszystko sie jakoś ułozy.
T: Własnie jakoś.
L: Ale to nie twój problem.
T: Wiem, no ale chodzi o Harrego...
L: Ty go nadal kochasz prawda ?
Głośno westchnęłas, położyłas sie na ławce, kładać głowe na nogach Louisa.
Wpatrzona w przestrzeń nic nie mówilaś. Zastanawiałaś się nad tym pytaniem.
Widząc to Louis też nic nie mówił, gładził cie jedynie po głowie.
Spędziliście tak mnóstwo czasu.
Nawet cię to nie obchodziło.
T: O czym myslisz ?
L: O tobie.
Usmiechnęłaś się pod nosem. Wstałaś i spojrzałaś na niego.
T: Naprawdę ?
L: Tak.
T: A o czym konkretnie ?
L: Zastanawiałem się co ma takiego Harry czego ja nie mam, czemu wybrałas własnie jego...
T: A co ma... o co ci chodzi ?
L: Czemu ty jeszcze tego nie pojęłas ? Przeciez ja cię kocham !!
Wstał z ławki odwrócony do mnie plecami.
Nie wiedziałaś co powiedzieć.
Zawsze go traktowałas jako przyjeciale, i nikogo więcej.
Podeszłaś do niego i stanęłas przed nim.
T: Louis wiesz troche mnie tym zaskoczyłes. Nie wiem co mam powiedziec, bo wiesz...
L: Tak wiem kochasz Harrego.
T: Ale w tym przypadku to niczego nie zmienia rozumiesz ? Harry teraz pewnie będzie mial inne zajcia na głowie, po za tym to skończony temat.
L: Nie wiesz tego na pewno. Nic nie jest pewne. Tym ojcem może być Jack. A jak będzie to pewnie wrócisz do Harrego...
T: Ja tego nie chce rozumiesz ? Wróciłbyś do takiej osoby ? Która tak bardzo cię rani, a ty dajesz tyle szans żeby po prostu go nie stracić ? Ja nie chce wracać. Ale Lou narazie musimy pozostać na stosunkach przyjacielskich. Trzeba sobie poukładać trochę rzeczy. Troche za szybko na kolejny związek. Ale pamiętaj jestes dla mnie też bardzo ważny.
Uśmiechnał się i mnie przytulił. Pocałowałam go w policzek.
T: Dziękuje za to, że tu ze mna byłeś.
L: Nie ma sprawy. Chodź, przecież musimy w końcu tam wrócić.
Tak wiem, że za późno dodałam przepraszam Was bardzo.
Nie miałam czasu. Było masę sprawdzianów i w ogóle po za tym musiałam zając się moim projektem edukacyjnym, więc mialam dość ciężki tydzień. :/
Dziękuje Wam bardzo za komentarze pod ostatnim rozdziałem. <33
Piszcie co myślicie o tym rozdziale.
Nie obiecuje, że kolejny będzie niedługo , bo nie wiem jak tam z nauką, pewnie dodam pod koniec następnego tygodnia :>
Piszcie co myślicie :)
Do następnego :D
Pytania :klik
Olcia Styles

piątek, 5 kwietnia 2013

I Wish I Could Be Them

Włącz :) :klik
Jesteśmy już coraz bliżej. Wiem, ze Harry będzie o nią walczył. No bo po to tam własnie jedzie.
Ale... jeżeli ona mu wybaczy i do niego wróci...
Nie bede miał już szansy.
Nie będzie kolejnej takiej okazji.
Może gdyby Rose powiedziała mi to, a nie Harremu to bym do niej tam pojechał sam.
Mogłbym ja przekonać, żeby wróciła, a jednocześnie powiedzieć co do niej czuje.
Bo na pewno nie będe miął takiej okazji, kiedy Hazza będzie ją pewnie nawet błagał na kolanach o powrót. On jest do wszystkiego zdolny.
Zaboli mnie jeżeli do niego tak po prostu wróci. Oczywiście chce, zeby wróciła do nas. Do Londynu. Ale nie chce, zeby Hazza po raz kolejny ją zranił. Nie pozwole na to. Ona dla mnie też bardzo duzo znaczy.
Po mimo, że Hazza jest moim najlepszym przyjacielem. Po mimo, że traktuje go jak swojego rodzonego brata, nie chce, żeby on z nią był. Nie tylko dlatego, ze coś do niej czuje, nie. Po prostu ona zaraz będzie znowu cierpiała przez niego.
Tak nie może być. Ona tyle razy dawała mu te szanse, ze już pewnie po trzeciej powinna z niego zrezygnować. Tak wiem, ze go kocha. Tak wiem, że i on ją kocha. Jednak ile razy można dać komuś szanse  po tym co zrobił ? Ja się pytam jak ?
Daje się wiele razy tą drugą szanse, dlatego, ze tą osobę bardzo kochamy i po prostu nie chcemy jej stracić.
Tak bardzo nam na niej zależy, że często robimy różne nawet głupstwa. Jednak wiem, że ona nie zmieni swoich uczuć do niego. Co by jej nie zrobił i tak pewna częśc jej dalej będzie go kochała.
Tak samo jest pewnie i tym razem. Tak chcemy szczęścia innych, jednak często skupiamy się na swoim.
Kazdy z nas chce byś szczęsliwy. Kazdy chciałby mieć fajną rodzinę, wspaniałych przyjaciół, świetną drugą połówke. Jednak czasami nie możemy mieć wszystkiego na raz. Często musimy wybierać na przykład między przyjaźnią a miłością. Tak bardzo boimy się, że zniszczymy to co kiedyś zbudowaliśmy.
Tak trudno powiedzieć swojemu najlepszemu przyjacielowi, że się coś do niego więcej niż przyjaźń, że zakochaliśmy się w nim.
Boimy sie odrzucenia. Boimy się słów typu" jednak wolę żebyśmy się przyjaźnili". I co wtedy ?
Myślicie, ze przyjaźń ta jest taka sama jaka była przedtem ?
Że wymarzecie z pamięci to co powiedziała ta druga osoba ?
Nie. Nigdy tak nie było i nigdy tak nie będzie.
A jeżeli faktycznie ta druga osoba czuje do nas to samo, to boicie sie powiedzieć wprost " chcesz być ze mną  ?"  Bo zawsze jest jakieś prawdopodobieństwo, ze wam nie wyjdzie, że jednak woleliście być tylko przyjaciółmi. A i wtedy znowu nie bedzie tak jak kiedys. Zawsze będziecie pamiętać wasze przytulenia, pierwsze pocałunki, randki. I pewnie będziecie walczyć z tym, ze nie może być tak jak kiedyś, jak potrafiliście okazywać wasze uczucia.
Przecież logiczne, że ona tak sobie nie wyparują, ze o nich zapomnicie.
Zawsze będą te wspomnienia, których ani cofnąć ani powtórzyć się nie da.
Nigdy też chwila nie bedzie taka sama, zawsze będzie jakaś różnica, nawet mała, ale niestety bedzie.
Dzięki temu nasze życie jest tak zróżnicowane, takie inne z każdym dniem. Kazdy dzień jest wyjątkowy, i w każdej chwili możemy zmienić bieg jego akcji. Czasami te decyzje mogą wyjść na gorsze, lecz niektóre moga zmienić wszystko na lepsze.
Jednak przyjaźń, która przerodzi się w miłość nie zawsze musi się kończyć źle. Myślmy pozytywnie. Zawsze jest szansa, że się uda po mimo złych scenariuszy.
Po prostu musimy w to uwierzyć, bo inaczej nigdy nie będziemy szczęśliwi.
Kiedy tak jechalem własnie się nad tym zastanawiałem.
Wiem, ze ja i (T.I) jesteśmy przyjaciółmi, ale przecież może nam się udać.
Po za tym ja od samego początku ją lubiłem. To nie było tak, ze najpierw przyjaźń, a dopiero potem uczucie. Nie. U mnie od razu wszystko przerodziło się w uczucie.
Mam zamiar jej o tym powiedzieć. Nie chce jej tutaj odbierać Harrego, ale chce, zeby to po prostu wiedziała. Że nie uważam jej za typową przyjaciółkę, lecz chciałbym aby była kimś więcej...
Wiara zawsze daje wsparcie. Dlatego watro czasami zaryzykować, zeby być szczęśliwym.
Przełamać strach.
Nie bać się wykonać pierwszego kroku.
Bo przecież po tym pierwszym kroku może nas czekać coś niesamowitego...
~~Z Twojej perpektywy~~
Schodziłam schodami na dół. Nie chciało mi sie przebierać, więc dalej jestem w mojej piżamce w serduszka i kapciach "króliczkach". Poszłam do kuchni zjeść swoje śnadanie, a raczej obiad.
J: Miło, ze w końcu przyszłaś zejśc.
T: Taaa głodna jestem. Zrób mi coś. Może tosty z serem i wędliną no i jeszcze polej ketchupem
J: Jaka ty jesteś wymagająca. No dobrze już robię. A tak własciwie to co dzisiaj robimy ?
T: A co ty chcesz robić ? Mi się tam nie chce niegdzie iść.
J: Oj chodź. Nie daj się prosić.
Zaczął mnie łaskotać. A z tego wszystkiego przewróciłam się o krzesło i leżałam jak długa na podłodze. On oczywiście położył się na mnie a jak by inaczej. Nie byliśmy tak blisko od czasu kiedy byliśmy razem. Czułam jak bije jego serce, jego miętowy oddech. Jednak nie spojrzałam w jego oczy.
Sama nie wiem czemu. Może nie chciałam, moze sie czegoś wstydziłam. Nie wiem.
Patrzyłam sie na sufit. Chyba jemuo to przeszkadzalo.
J: Boisz się mnie ?
T: Nie czemu ?
J: To czemu sie na mnie nie spojrzysz ?
Nie miałaś pojęcia co odpowiedzieć, bo sama nawet nie znałaś powodu.
Nie odpowiadając na to pytanie po prostu popatrzyłam się na niego.
Najpierw na jego włosy. Potem na usta. Byly takie podobne do ust Hazzy. Normalnie jakby skopiowane. A na końcu w oczy. Zamurowało mnie. Chciałaś już minąć jego oczy jednak nie mogłaś. Jakbyś chciała się dalej na nie patrzyć jak zahipnotyzowana.
Lecz nie chciałaś tego co mogło sie za chwile stać. Nie chciałaś jednak wiedziałaś, ze czym prędzej czy później to zrobi. I miałaś racje. Jego twarz przybliżała się do mnie na tyle ile mogła, bo i tak byliśmy bardzo blisko siebie. Musnął lekko moje wargi. Oczywiście odwzajemniłam. Na poczatku chyba dlatego, ze nie chciałam jakoś go urazić, ale później kiedy już się calowaliśmy leżać na podłodze w kuchni, spodobało mi sie. Byliśmy bardzo dopasowani. Zauważyłam dym, który unosil sie znad opiekacza. Szybko się od niego oderwałam.
T: Jack tosty !!
J: O rany..
Szybko ze mnie wstał i zajał się tymi już pewnie nie do zjedzenia tostami. Lekko sie zaśmiałam.
J: Jejku a ja tak się napracowałem...
T: No widzisz było się zając tymi kanapkami a nie mnie... łaskotać.
J: Ale podobalo ci się ?
T: Łaskotanie ?
J: Nie ...
T: Jak się na mnie położyłeś ?
J: Nie to potem...
T:  Jak się na ciebie patrzyłam....
J: O pocałunek mi chodzi
T: Może..
Wyszłaś z kuchni, kierując się na schody. Pomyślałaś dlaczego ci się spodobało ?
Przecież właśnie całowałaś się z chłopakiem, który w tak podły sposób cię zdradził.
Ale ten pocałunek był bardzo podobny do tego, który przeżylaś z Hazza.
Taki magiczny...
Nie wiem moze właśnie w tym momencie pomyślalaś o nim, dlatego ci się spodobał.
Ty jednak go kochasz jednak nie chcesz się do tego przyznać. Nie chcesz znieść tej wiadomości.
Chcesz zapomnieć o tym co kochasz.
Jednak nie czujesz niczego do Jacka. Nie wiem może potrzebowałas tego pocałunku, ze choć na kilka sekund zapomnieć o Harrym.
Byłaś juz na trzecim stopniu, kiedy Jack złapał cie za ręke i przycisnął do ściany.
T: Co ty robisz ?
J: Nie dokończyliśmy czegoś.
T: Ale Jack przecież wiesz, ze ja już do ciebie nic nie czuje tak ? Rozmawialiśmy na ten temat i chyba wyraziłam się jasno.
J: Jednak mnie pocałowałaś.
T: Tak lecz...
Znowu mnie pocałowal, przyciskając mnie jeszcze bardziej do ściany, lecz nasz pocałunek nie trwał długo, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
J: No co za pech !
T: Heh, pójdę otworzyć.
Zeszłam ze schodów i doszłam do drzwi. Pociągnęłam za klamkę i mnie zamurowało. Wytrzeszczyłam oczy i zrobiłam się blada. Stała w nich Victoria. Jak zwykle ubrana w jakąś zwiewną sukienke.
Nigdy jej się jakoś specjalnie nie przyglądałam, ale wydawało mi się jakby przytyła, a szczególnie miała większy brzuch odkąd się pierwszy raz zobaczyłysmy. Fakt przyjechała do nas w sierpniu a mamy środek wrzesnia. Ale żeby az tak ? No dobra mniejsza o to.
Ona też wyglądała na zdziwioną, a była jeszcze bardziej przerażona ode mnie.
V: (T.I) ! Co ty tu robisz ?
T: Wiesz mogłabym cię zapytać o to samo.
J: Victoria ?
T: To wy się znacie ??
To było bardzo dziwne. Niby skąd oni się znają ? Rany minął tydzień od mojej wyprowadzki, a przyjechał za mna kolejny problem.
V: Ale co ty robisz u Jacka ? Przeciez ty mieszkasz z chłopakami.
T: Poprawka, mieszkałam. Wyprowadziłam się już jakieś tydzień temu.
Widać obie byłysmy poinformowane o wszystkim.
T: Dobra co ty tu robisz ?
V: Musze z tobą porozmawiać.
T: Jeżeli chodzi o...
V: Nie z toba, z Jackiem.
Moje zdzwienie sięgało zenitu. Co ona od niego chce ? Boże co za problematyczna dziewczyna.
J: Nie mamy o czym rozmawiac.
T: Obawiam się, ze mamy. Jestem w ciąży. I mam dwa przypuszczenia. Ty nim możesz być
Zrobiło mi się slabo. Ona w ciąży ? Niby kiedy mogła zajsc skoro caly sierpień była u nas... Chyba ją cos gnie. Po za tym skąd oni się znają ?
J: Ciebie powaliło ? Nie mogę być ojcem.
T: A ta druga opcja znaczy ten drugi "ojciec" ?
Nie opowiedziała mi . Patrzyła sie na swoje szpilki. Spojrzałam się na nią kpiąco. No chyba by raczyla powiedzieć kto może być tym drugim, no nie ?
W tym momencie ktoś otworzył drzwi. Stałam do nich plecami, więc nie widziałam, jednak twarz Victorii nagle zbladła.
Jest rozdział :)
Chyba mi nie wyszedł. Nie wiem jakoś nie podoba mi sie. Skopałam go, ale już postanowiłam cos wrzucić.
Jak myślicie kto to wszedł ? Pewnie już każdy się domyśla... :>
Dziękuje bardzo za komentarze. Jejku uwielbiam was <33
Piszcie co myslicie o tym rozdziale ^^
To do następnego <33
Pytania :klik
Olcia Styles

środa, 3 kwietnia 2013

Reason is simple

Włącz :Klik
Nie radzę sobie. Nie mam już sił, chociaz to dopiero początek.
Myślałam jak głupia, ze to dobre rozwiązanie. Myślałam, ze dobrze robię. Dobrze robię odcinając się od tego co tak bardzo mnie zraniło.
Lecz bardzo sie myliłam. Zawsze uważałam, ze jak sie od tego odetnie to będzie nam lepiej. Jak nie będziemy tego widzieć, słyszec będzie lepiej. Jednak jest to bardzo mylne. Wcale nie czuje sie lepiej.
Może nawet mogłabym powiedzieć, że gorzej. Coraz gorzej. Z każda minutą, godziną.
Myślałam, ze o nim zapomne. Że bardzo łatwo odejdzie z moich myśli. Że już nie będe o nim myślała, nie bede płakała. Jednak on zostaje po mimo, ze nie chce go tu. Nie chce go w mojej glowie. Nie chce, zeby  był tutaj i, zeby przpominał o swoim istnieniu.
Zajmowałam sie już różnymi rzeczami, jednak ciągle o nim myśle. We wszystkim co robię zawsze mysle o nim. I przez to nic mi nie wychodzi. Zamiast poslodzić herbatę, posoliłam ją. Zamiast załozyć stanik pod bluzkę zrobiłam to odwrotnie. I tak jest ze wszystkim.
Czemu on mnie tak dekoncentruje ?
Czemu mi jest tak trudno się go pozbyć ?
A moze ja nadal coś do niego czuje ?
Ale co mi to teraz da ?
Tak naprawde te ciągłe myślenie o nim nic a nic mi nie da. To jest bez sensu jeszcze gorzej się po tym czuje. No ale co ja poradze, nie potrafię inaczej.
Nie chce do niego wracać, nie chce wracać tam koniec i kropka. Musze sobie jakos z tym poradzić. Jakos musze funkcjonować. A co najlepsze normalnie funkcjonować, a nie tak jak teraz.
Jestem ciągle nieobecna. Jakby mnie w ogóle nie było. Jestem obecna fizycznie, ale nie psychicznie. Jestem tak jakby w innym świecie. Jakbym przeniosła się do innego wymiaru. To dziwnie brzmi,ale tak właśnie jest.
Szkoda, ze nie zauwazyłam wczesniej tego. Że od razu nie odpuściłam. Byłam taka głupia. I chyba ślepa. Nie wiem już sama co wtedy mną kierowało. Teraz tak myśle moze to w ogóle moja wina. Powinnam o niego walczyć do końca. Do końca moich sił. Ale przeciez nie zmienie jego uczuć. Nie mam takiej mocy.
Bo to nie chodziło o to tylko, ze ja pocałował. Nie. Chodziło mi o to, że nie mogło być normalnie. Tak jak w normalnym związku. Chociaż czy w ogóle sa w dzisiejszych czasach jakiekolwiek normalne związki ?
Każdy ma jakąś wade, tak jak i wszystko co nas otacza ma jakąs wade. Ale czy tak trudno było znaleźć dla mnie chociaż minutę.
Moze chociaż by okazał jakiekolwiek zainteresowanie ? Ale nie przecież on ma tyle spraw na głowie. A tak właściwie to tylko jedna jedyna sprawę a mianowicie ta cała Victorię.
W czym ona ma być lepsza ode mnie ? Nie rozumiem tego już nawet nie chodzi o to. Ale mógł przynajmniej udawać, ze mu zalezy. Co on sobie myślał ? Ze jak już urządzi jakąs kolacje, chwile potańczymy to co już mnie tym zdobył ? Jaki naiwny. Z jego zachowania tak by wynikało.
Szczerze w duchu myślalam że nam sie uda. Znowu moja wina. Znowu byłam naiwna. Czasami myśle, ze jestem jakąs idiotką. Ufam ludziom, którym w ogóle nie powinnam. Którym nie powinno sie zaufać, bo i tak prędzej czy później cię zranią, oszukaja. Jednak nigdy nie wiemy komu tak naprawde mamy zaufać. Trzeba  się wiele razy zastanawiać czy aby na pewno temu komus zaufać, i czy dobrze zrobiliśmy, ze temu komuś zaufaliśmy.
I chyba to jest jedna z najtrudniejszych decyzji jakie podejmujemy w naszym życiu. I dlatego teraz tak dużo ludzi cierpi przez takich idiotów. Cierpią za swoją własną głupotę. To smutne, ale nie cierpimy własnie przez te osoby. Bo to my nie potrzebnie obdarzylismy zaufaniem, którego nigdy nie powinni od nas otrzymać.
Leze tak na łóżku bezsensownie patrząc sie w sufit. Myślac o wszystkim i o niczym. Nie chce mi się schodzić na dół. Nie chce mi sie nic robić.
Kolejny esemes od Harrego. Gdzie jestem ? Czy mi sie coś stało ? Żebym mu odpisała, odezwała i tak w kółko. Czy on naprawde myśli, ze ja mu odpisze ? mam nadziej, ze na to nie liczy, bo na pewno tego nie zrobie. Ani mi sie śni. Chyba mam już ponad 50 esemesów i tyle samo nieodebranym połaczeń od niego.
Znowu dźwięk połączenia. Mam tego dość. Bezcelowo spojrzałam na ekran kto dzwoni. I to nie był Harry. Była to Rose. Odebrałam.
T: Halo ?
R: Hej właśnie wracam do Londynu jestem na lotnisku. Przyjechałabyś po mnie ?
T: Nie moge.
R: A chłopaki ?
Zrobiło ci się smutno. Bo nie tylko straciłaś Hazze ale też resztę. Znowu zbierało ci się na płacz. Rose to chyba usłyszała.
R: Ej co się dzieje ? Coś tam u was nie tak ?
T: Słuchaj ja już nie mieszkam z chłopakami. Nie mogłam. Przez Hazze.
R: To gdze ty teraz jesteś ? Ale czemu ? Co ci zrobił ?
T: Powiem ale obiecaj, że nie powiesz chłopakom ?
R: Dobrze obiecuje.
T: Jestem teraz u Jacka. Ale nie mów im oni nie mogą wiedziec rozumiesz ?
R: Dobra to spróbuje do ciebie jakoś pojechac.
T: Nie nie ma mowy nie przyjeżdżaj. Nawet nie próbuj. Moze niedługo sie spotkamy. Papa
Rozłaczyłas się szybko. Położyłas się na łóżku twarz chowając w dłoniach. Wiedziałas, że musisz się w końcu pozbierać. Iść dalej i zapomieć o przeszłości. Sama też tak napisałś Hazzie w liście. Moze w końcu zastosowałabyś się do tego. Wzięła w garść i żyła dalej po mimo tego co się stało jeszcze tak niedawno. Wiesz, ze bedzie trudno. Bo zawsze na początku jest ciężko, ale z czasem jest coraz lepiej i w twoim przypadku bedzie tak samo.
~~Dom One Direction z perspektywy Harrego ~~
Siedze sam na kanapie i przełączam bezużytecznie kanały. Siedze bezczynnie i nic nie robie. Nie mogę, nie potrafię.
Tak mi jej brakuje. Ja już nie wyrabaim, wiem, ze jej już nie zalezy, ale ja nie zmienie uczuć do niej. Nie zapomne o niej. I nie chce zapomnieć. Była, jest i będzie dla mnie ważną osobą nawet i bardzo ważną. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Rany nie chce mi sie wstawać, jednak ruszyłem się i otworzyłem drzwi. Stała w nich Rose. Bradzo sie zdziwiłem jej widokiem, lecz też ucieszyłem.
R: Hej mam mała prośbe moge u was trochę jeszcze zostać ?
H: Emm... pewnie wchodź.
Z: Hej wróciłaś ? Chodź zaprowadzę cie do pokoju.
R: Tak przyjechałam. Ale nie musisz bo ja tu długo nie zostanę musze gdzieś znaleźć mieszkanie.
Z: Tak tak chodź.
Pomyślałem może ona wie gdzie jest (T.I) skoro nie zapytała się o nią. Postanowiłem sie jej zapytać. Moze to jedyna szansa na jej odnalezienie. Moze być ona moją ostatnią deską ratunku.
Poszedłem do jej pokoju oczekujac, że mi powie. Jednak ona nic nie chciała mówić.
R: Ale ja naprawde nie wiem gdzie ona jest.
H: Nie wierze ci. I moze jeszcze powiesz, ze się z nią nie kontaktowałaś.
Myślała dlugo nad tą odpowiedzia. Wiedziałem że wie. Po prostu to czułem. NIe wierze, ze by jej nie powiedziała. Na pewno Rose się o nią martwiła i na pewno zadzwoniła przynajmnie raz. Tylko czemu mi nie chce powiedzieć ? Zła jest na mnie ? Niby za co ?
R: Znaczy... rozmawiałam z nią... ale nie chciała powiedziec gdzie jest..
H: Czemu mi nie chcesz powiedzieć ?
R: A ty czemu jesteś taki upierdliwy ? Mowię nie wiem to nie wiem. I skończymy ten temat.  i jeszcze jedno Harry. Co się stało, ze sie wyprowadziła ?
H: No bo przyjechała do mnie...
Zacząłem jej wszystko od początju opowiadać co się zdarzyło po jej wyjeździe. Widziałem na jej twarzy zdziwienie po każdym zdaniu coraz większe. Na końcu była widocznie zła, ale jak się na mnie spojrzała widziałem w jej oczach żal. Tylko nie wiem czy było jej zal mnie czy (T.I).
Nie wiem. Szkoda, że mi sie chche pomóc. Może jakbym z nią porozmawiał. Może by zrozumiala, że mi zależy na niej i tylko na niej.
Wyszedłem z jej pokoju kierując się do kuchni na obaid przygotowany pewnie przez Liama.
~~ Z perspektywy Rose~~
Uusiadłam na łóżku myślać czy dobrze zrobiłam.
Ale co miałam innego zrobić ?
Nie moge mu powiedzieć. Przecież mnie błagała, zebym nic nie mówiała. Jednak zdzwinłam się zachowaniem Hazzy. Jak on mówgl tak postąpić i to wobec (T.I).
Ciekawe jak ona się tam trzyma ? Tak chciałabym pomóc ale nie mogę. Dzwonienie do niej tutaj nie byłoby donbrym pomysłem. Mógłby ktoś nas usłyszeć.
Zawsze myślałam, ze po tym incydencie wczesniejszym już między nimi będzie wszystko dobrze. Jednak nie wszystko musiało sie rozwalić przez jakąś.. jak ona miała na imię ? Victoria ? Heh pewnie taka co zmienia chłopaków jak rękawiczki. Ale żeby coś się takiego stało ?
Nie wierze. Ale żeby Hazza ? To też mnie rozwaliło.
No ale widać nawet on nie jest idealny. Usłyszałam głos Zayna, zebym zeszła na obiad. Szybkim krokiem zeszłam po schodach i usiadłam do stołu.
Siedziałam naprzeciwko Harrego. Widziałam jaki był przygnębiony. Nic nawet nie tknął po mimo próśb moich i chłopaków. Zrobiło mi sie go straszliwie żal. Widocznie to własnie (T.I) skardła mu serce a nie ta Victoria. Widać, ze mu zależało na mojej przyjaciółce. W głebi duszy ucieszyłam sie że jej nie okłamał co do swoich uczuć. Powoli wstawał z krzesła i odnosił pełny talerz. Nie wiem co sobie wtedy myslałam, ale zrobiłam to.
Szybko zlapałam go za ręke, zeby nigdzie nie poszedł.
R: Poczekaj.... Wiem gdzie ona jest.
W: Że co ???
Wszyscy wstali z krzeseł jakby były gorące. Może postąpiłam nie uczciwie wobec jej, ale uważam, że przynajmniej powinna z nim o tym porozmawiać. Chociaż, zeby mógł się wytłumaczyć. Widać, ze mu jest źle. W jej głosie też było słychać smutek no i się jeszcze rozpłakała kiedy o nich wspomniała. Widać pewnie jej dlaej zależy.
R: Tak wiem przepraszam, ze dopiero teraz, ale mi zakazała mówić.
Harry złapał mnie za ramiona.
H: Gdzie ona jest ??
Pięc par oczu skupionych na mojej osobie. Pamiętam jak się bałam jak straszliwie się balam tego jak na to zareagują. Wiem ,że oni go nie lubią więc tez nie bedzie za fajnie. Spojrzałam na Hazze. Kilka łez spłynęło mu po policzkach i wsiąknęly w jego bluzke. W koncu powiedziałam :
R: Jest u Jacka.
H: Co ? Co ona tam robi ?
R: Matko przeciez nie wiem. Nie mam pojęcia jak tam się znalazła.
H: Muszę jechać.
R: Ale tak teraz  ? Przecież..
H: Słuchaj nie mam za dużo czasu, może jeszcze nie jest za późno. A no i dziękuję.
Przytulił mnie i wyszedł.
L: Czekaj Harry jade z tobą.
Wziął kluczyki, trzasnął drzwiami i wyszedł.
Miejmy nadzieję, że (T.I) nie bedzie na mnie zła, ze powiedziałam tego co moim zdaniem powinnam powiedziec. Wiem, ze ona chciała już z nimi skończyć zamknąć rozdział, jednak lepiej będzie jak sobie wszystko na spokojnie wyjaśnią. Przeciez nie można zostawiać rzeczy tak dla nich ważnych na później. Warto o nich porozmawiać od razu.
~~ Z perspektywy Harrego~~
W końcu. W końcu moge do niej pojechac.
Moge z nią porozmawiać. Tak się ciesze.
Tylko czy ona będzie chciała ze mną porozmawiać ?
Po tym co jej zrobiłem ?
Nie wiem. Ale zrobie wszystko co tylko będe mógł, zebym ją odzyskał. Będe o nią walczył do samego końca. Nie poddam się. Tym razem nie pozwole sobie z niej tak szybko zrezygnować. Bede silny do końca. A jeżeli ona nie chce wracać ?
Moze już dawno wróciła do Jacka ?
Co wtedy zrobię ? Nikt mi nie pomoże. Nikt nie przekona, że wróciła do mnie.
Cała drogę krążyły mi tego typu mysli. Zaczeła mnie nawet już od tego boleć głowa. Jest tyle możliwość, tyle  dobrych i złych mysli. I żadne z nich nie musi być prawdopodobne.
Jest już rozdział :)
Mam nadzieje, ze jakoś mi wyszedł i wam się spodoba :>
Piszcie w komentarzach :D
Jak myślicie główna bohaterka tym razem będzie z Louisem czy wróci do Harrego ?
Ciekawi mnie co wymyslicie <33
Dziękuję za komentarze. Bardzo sie ciesze, że czytacie mojego bloga. Obserwatorów i liczby wyświetleń również bardzo Wam dziękuje. :**
Kolejny nie wiem kiedy będzie, ale postaram się jakoś szybko.
To do następnego :>
Pytania :Klik
Olcia Styles